Uroczystość Zwiastowania Pańskiego

Jak cudowne, jak wspaniałe są tajemnice Boże, jak niepojęte wydarzenia zbawcze. Wszystkie mówią o nieskończonej Bożej miłości, o pochyleniu się Boga nad człowiekiem i o wielkim wylewie Bożego miłosierdzia na ludzkość. Sam początek istnienia ludzkości to przecież uobecnianie się, ucieleśnianie się Bożej miłości w każdym stworzeniu. A kiedy człowiek zgrzeszył, ta Miłość, która stworzyła cały świat w sposób szczególny ukierunkowała swoje działanie na ludzkość. Bóg w swoim miłosierdziu zapowiedział rzecz niebywałą – zapowiedział przyjście swego Syna. Człowiek wtedy jeszcze tego nie rozumiał, a Bóg już zapowiedział pokonanie szatana. W tym momencie, kiedy Bóg to zapowiadał, z Jego wnętrzności wylało się Boże miłosierdzie na cały świat i na wszystkie pokolenia aż po kres ludzkości. Już wtedy Boże miłosierdzie prowadziło kolejne pokolenia. Nad całą ludzkością rozpięty był parasol Bożej opieki i wszystkie kolejne pokolenia narodu wybranego doświadczały Bożej miłości, Bożej opieki, Bożego prowadzenia. A Boże prowadzenie to nic innego jak Boże miłosierdzie, które ukierunkowywało ludzkie postępowanie, myślenie, formowało serca ludzkie tak, aby były przygotowane do przyjścia Mesjasza. Boża miłość przygotowała również serca przodków Matki Najświętszej, Jej Rodziców i Jej samej. To też jest przejaw Bożego miłosierdzia. Bóg zechciał pochylić się nad ludźmi, aby ich uformować do rzeczy niebywałej, jedynej w swoim rodzaju, rzeczy niepojętej, tajemnej, cudownej. I przyszedł taki moment w dziejach ludzkości, na którym można by powiedzieć, że skupia się wzrok wszystkich pokoleń, wzrok całej ludzkości, przynajmniej powinien skupiać się. To, co zostało zapowiedziane teraz staje się ciałem. Miłosierdzie Boże, które od momentu zapowiedzi wylewało się na całą ludzkość, teraz przybiera postać Jezusa. Niepojętym jest, że Bóg w jakimś stopniu uzależnia przyjście Jezusa od zgody człowieka. Bóg pyta o zgodę – i to też jest niezwykłe. Bogu niech będą, dzięki, że wcześniej uformował Serce Maryi i obdarzył łaską, iż potrafiła odpowiedzieć zgodnie z wolą Bożą. Niepojętym jest to, że Bóg wlał w Jej Serce taką wiarę, że to, co niemożliwe mogło stać się możliwym.

Już w chwili Zwiastowania Bóg obdarza świat swoim Synem. W ten sposób wyraża swoją miłość i miłosierdzie nad całą ludzkością. W tym momencie rozpoczyna w sposób wielki, niebywały Dzieło Zbawcze, które zapoczątkowane było już na samym początku, w chwili zapowiedzi, a teraz nabiera niejako ogromnych rozmiarów. Rozpoczyna się bieg ku zbawieniu całej ludzkości. W chwili zapowiedzi to koło dopiero zaczynało swój bieg, teraz staje się rozpędzonym kołem. Wszystko staje się ciałem w Bogu, w Chrystusie. W tym wydarzeniu, niepojętym dla ludzkiego umysłu, świętym, Bóg przyjmuje ciało człowieka. On, który jest Nieskończony, Nieogarniony, tak potężny, że nie ma w ludzkim języku słowa, które mogłoby określić wielkość Jego potęgi, przybiera określone formy, kształt, ramy – staje się człowiekiem. On, który jest Duchem, przybiera ciało. On, który jest samowystarczalny, oddaje się w ręce człowiecze, uzależniając się od człowieka, od ludzkiej opieki. Staje się bezradny, maleńki, bezbronny. I w swojej bezbronności pozostał na wieki w Sakramencie Ołtarza. W tym przejawia się niezwykła miłość Boga do człowieka. W Jezusie objawia się Boże miłosierdzie. I chociaż Jego postać jest tak maleńką na początku, to Dzieło, które On przeprowadza jest Dziełem wszechczasów; Dziełem, które wprowadza w wieczność. Dzień Zwiastowania powinien być przez człowieka uznany, jako wielkie Święto miłości i miłosierdzia. To właśnie w dniu Zwiastowania Bóg realizuje to, co zapowiedział. Jego odwieczne Słowo staje się Ciałem. Od tego momentu w widoczny sposób Dzieło Zbawcze nabiera kształtów Jezusa, Jego życia, działalności. W momencie samego Zwiastowania już Dzieło Zbawcze jest pełne. Już w tym momencie realizuje się zapowiedź Męki, śmierci na Krzyżu, ale i Zmartwychwstania. W tym momencie wszystko się dokonuje. Czytaj dalej

Niedziela Miłosierdzia Bożego

Plock_2016_2Wielkość Bożego Miłosierdzia jest nie do opisania. Dusze poznawać będą Boże Miłosierdzie przez całą wieczność, a i tak nieustannie odkrywać będą nowe przestrzenie. Bóg objawił swoje miłosierdzie już na samym początku, gdy zapowiedział pierwszym rodzicom, iż przyjdzie Zbawiciel i wyzwoli z grzechu. Dzięki Jezusowi każdy człowiek przywrócony został Bogu jako dziecko – syn, córka Boga. To jest najwspanialszy, najcudowniejszy przejaw Bożego Miłosierdzia. Każdy człowiek może się cieszyć, iż jest dzieckiem Boga. Trzeba Boga wielbić i dziękować Mu za ten Dar i za wszystko, co się z nim wiąże.

Bóg okazał swoje miłosierdzie poprzez swego Syna, którego dał, aby umarł na Krzyżu. A Jezus nie chcąc, abyśmy czuli się samotni pozostał do końca świata w Sakramencie Ołtarza. Wielbić trzeba Boga za ten Dar miłosierdzia. Dzięki Jezusowi każdy grzech, każda niewierność, każdy upadek, wszystko Bóg wymazuje, zanurzając we Krwi Baranka. Czy rozumiemy? JESTEŚMY WOLNI! Wolni od każdego grzechu, od każdej naszej słabości, od każdej niewierności, od wszystkiego, czym zasmucamy Boga, czym Go obrażamy. W Jezusie jesteśmy wolni. Nad tym należy się zatrzymywać i rozważać, dziękując Bogu i wielbiąc Go. Jeżeli jakaś dusza pragnie uczcić Boże Miłosierdzie, uczyni to najpełniej sprawiając Bogu największą radość, gdy z wielką ufnością, z wiarą będzie wielbić Boga za to, że przebacza jej wszystkie grzechy; gdy z wielką ufnością będzie za każdym razem, gdy upadnie, podbiegać do Boga dziękując Mu za Jego miłosierdzie. Dusza, która nie ma w sobie ani odrobiny wątpliwości, iż Bóg ją miłuje taką, jaką ona jest, wielbi Boże Miłosierdzie. Jeśli przy tym modli się, by i inne dusze poznały wielkość Bożego Miłosierdzia – ooo, ma już przygotowane miejsce w Niebie. Jeśli stara się czynem, słowem, postawą objawiać miłosierdzie wobec bliźnich – jest umiłowaną duszą przez Boga i nie umrze, ale żyć będzie wiecznie.

Miłosierdzie jest przymiotem Boga i tylko Bóg potrafi w sposób doskonały, pełny okazać miłosierdzie. On jest jego Źródłem. Ten, kto pragnie szerzyć miłosierdzie może czerpać z tego Źródła. Tylko w Nim i tylko z Niego dusza może otrzymywać taką łaskę, by stawać się orędownikiem Bożego Miłosierdzia. Bóg pragnie, by orędowników Bożego Miłosierdzia było jak najwięcej, ponieważ chce, by wieść o Bożym Miłosierdziu dotarła do wszystkich zakątków świata, do każdej duszy, by każda mogła doświadczyć Bożego Miłosierdzia, rozradować się i umiłować Boga, by każda mogła żyć wiecznie. Czytaj dalej

Kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu

Pierwszy człowiek był prawdziwie wolny. Grzech spowodował, że człowiek stał się jego niewolnikiem. Niewolnik zaś ma taką mentalność, że często nie potrafi wyzwolić się z niewoli w swoim umyśle, w swoim sercu. Nieraz tak bardzo tkwi w niewoli, że w swoim sposobie myślenia, w swej świadomości uważa, że nie ma możliwości bycia wolnym. W pewnym momencie niewolnik przestaje już czekać na wolność i przestaje działać w kierunku uwolnienia. Tak bardzo wchodzi w te wszystkie zniewolone sytuacje, że nie widzi możliwości wyzwolenia. Jest tak bardzo uwikłany w grzech, że przestaje widzieć światło wolności. Nie widzi, że jest niewolnikiem, nie widzi swego zniewolenia i przyjmuje je jako wolność. Jest to wielki dramat, ponieważ, jeśli człowiek nie widzi swojej niewoli, nie będzie chciał się wyzwolić, pozostanie w niewoli.

Jezus przyszedł na ziemię, aby uwolnić człowieka, uczynić go na nowo wolnym. I dokonał tego. Zapłacił za wolność człowieka własną Krwią. Człowiek tak bardzo mocno w swej świadomości tkwi w niewoli, że nie dostrzega, iż został wyzwolony, że może korzystać z wolności. Jezus udziela swego Ducha Kościołowi i wszystkim wierzącym, aby mogli w świetle tego Ducha zobaczyć, czym jest wolność, a czym niewola i aby każdy mógł dokonać wyboru. Wydawać by się mogło, że człowiek wierzący ma taką jasność w swoim sercu. Niestety, nie jest to do końca prawdą. Niewola, w której człowiek tkwił tak długo stała się niemalże życiem człowieka, jego codziennością. Człowiek przyzwyczaił się do niej i widzi w niej to, co uznaje za ponętne, warte zainteresowania. W tej niewoli widzi dla siebie rzeczy, które pragnie posiąść lub którymi pragnie żyć. Ten sposób życia jest mu wygodny, przyzwyczaił się do niego. Natomiast wolność okazuje się być chwilami trudną, wymagającą pewnej odwagi, podejmowania decyzji, wyborów, nie zawsze aż tak popularnych, nie zawsze aż tak przyjemnych, jak było to w niewoli. Chociaż człowiek został wyzwolony, to powraca do niewoli.

Dusze zazwyczaj dziwią się szemraniom Izraelitów na pustyni, że wymawiali Mojżeszowi, iż wyprowadził ich z Egiptu i że chcieliby powrócić. Dokładnie to samo czynią również dusze współcześnie – powracają do niewoli, bo jest mniej wymagająca, łatwiejsza, przyjemniejsza; bo nie trzeba być w niej odpowiedzialnym za siebie, za swoje czyny. Jednak Jezus czyni wszystko, by wyrwać człowieka z tego stanu. Umiłował człowieka tak bardzo, że teraz stara się pokazać człowiekowi jego zniewolenie, życie w niewoli. Stara się człowiekowi uświadomić, w czym on tkwi i jakie są konsekwencje takiej postawy. Zadziwiające jest to, że człowiek żyjąc w zniewoleniu, doświadczając również negatywnych konsekwencji tego zniewolenia, jednak nie zwraca się ku światłu i ku wolności. Brnie coraz bardziej w niewolę. Nie widzi tego, co jest na końcu drogi, którą obrał, chociaż Bóg stara się to człowiekowi w różny sposób pokazać. Czytaj dalej

Jeżeli nie uwierzycie, pomrzecie w grzechach swoich

„Jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich” – bardzo ważne słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii (J 8, 21-30). Jeżeli nie uwierzycie! Faryzeusze nie przyjmowali słów Jezusa, odrzucali Jego naukę, odrzucali Jego Osobę. Widzieli znaki i łatwo mogli je powiązać ze słowami z Pisma. Mogli odczytać te znaki, mogli zobaczyć w Jezusie Mesjasza, ale oni nie chcieli Go przyjąć. „Jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich.” Wiara w Chrystusa daje zbawienie, daje życie wieczne. Przyjęcie Go do swojego życia, uznanie Go swoim Panem, swoim Bogiem daje życie. Wyznawanie Go, jako swego Zbawiciela – daje życie. Szkoda, że tak bardzo zamknięci byli faryzeusze w swoim zafałszowaniu, w swojej nienawiści.

W pierwszym czytaniu (Lb 21, 4-9) Bóg polecił Mojżeszowi uczynić miedzianego węża. Spojrzenie na tego węża ratowało życie człowiekowi ukąszonemu przez węża. Człowiek musiał uwierzyć, żeby spojrzeć. Z drugiej strony – ten, kto zdaje sobie sprawę, iż może umrzeć, chwyta się różnych sposobów, aby się ratować. Ciekawe, jak bardzo musieli być zadufani w sobie faryzeusze, skoro nie odczuwali potrzeby ratunku, skoro nie powstała w nich myśl, że może jednak warto uwierzyć w Jezusa i przyjąć Go, aby mieć życie wieczne. Jak bardzo musieli być pyszni, jak bardzo zarozumiali! „Jeżeli nie uwierzycie (…), pomrzecie w grzechach swoich.” Wiara w Jezusa przynosi życie wieczne, życie Boskie; życie, jakiego człowiek tak naprawdę nie zna. Dopiero w wieczności pozna to życie, jakim go Bóg obdarował. Śmierć w grzechu oznacza potępienie – stan duszy, w którym dusza ta w jakimś sensie żyje, jednak jakość tego życia jest straszna.

Dlaczego człowiek współczesny nie spogląda na Tego, który daje życie, tak jak Izraelici spoglądali na węża, aby żyć? Dlaczego współczesny człowiek, tak jak faryzeusze, nie przyjmuje Jezusa? Dlaczego Go odrzuca? Dlaczego nie chce ratować siebie? Powód jest ten sam – pycha, zarozumiałość serca, pewność, że sam sobie człowiek wystarczy, sam sobie jest panem, bogiem. Faryzeusze uważali, że mowa Jezusa jest trudna, chwilami nie do przyjęcia. Obrażali się na Jezusa. Uważali, że On ich obraża. Współczesny człowiek też nie przyjmuje słów Jezusa. Jego słowa wydają mu się trudne, Jego wymagania nie do spełnienia. Współczesnemu człowiekowi wydają się słowa Jezusa przestarzałe, nie na dzisiejsze czasy. Człowiek nie rozumie, że spojrzenie na Jezusa daje życie. Czytaj dalej

Ja stwarzam nowe niebiosa i nową ziemię

W pierwszym czytaniu (Iz 65, 17-21) Prorok mówi, iż Bóg stwarza wszystko nowe. Należy się radować, bo Bóg czyni nowym życie na ziemi – czyni nowym człowieka, jego wnętrze i w tym nowym zamieszkuje, radując się tym, czego dokonał; tym, co stało się w sercu człowieka. Raduje się człowiekiem, jego radością, raduje się nowym. Bóg wręcz pragnie, by człowiek radował się zapowiedzią, że Bóg czyni wszystko nowym – nową ziemię, nowego człowieka. W Psalmie (PS 30 (29), 2 i 4. 5-6. 11-12a i 13b (R.: 2a)) dziękujemy, wielbimy Boga za to, co czyni.

Jak się ma czytanie i Psalm do Ewangelii (J 4, 43-54), do wiary i prostoty? Otóż, do Jezusa przyszedł pewien urzędnik królewski. Jego syn był chory, umierał. Nie był to człowiek wierzący, ale kiedy umiera bliska osoba, syn, wtedy człowiek chwyta się wszystkiego, żeby ratować. Ten urzędnik usłyszał o Jezusie, że dokonuje cudów, uzdrawia, a nawet wskrzesza, dlatego do Niego przybył. Pragnął, aby Jezus poszedł z nim do domu i tam uzdrowił jego syna. To nie było w tej samej miejscowości, to było w Kafarnaum, a więc trzeba by wyruszyć w drogę. Jednak Jezus powiedział temu człowiekowi, aby wrócił do domu, bo jego syn żyje. I człowiek ten nie dyskutował z Jezusem, na siłę nie zapraszał, nie prosił jeszcze, ale zaufał słowom: „Idź, syn twój żyje”. Wracał do domu z ufnością i nadzieją, że syn został uzdrowiony. Jezus nie mówił wiele, a ten człowiek przyjął Słowo Jezusa, tak po prostu wrócił do domu. A gdy potem dowiedział się, że dokładnie w tym czasie, kiedy Jezus powiedział, że jego syn żyje, syn rzeczywiście powrócił do zdrowia, uwierzył on i jego cała rodzina.

Bóg mówi, że stwarza nową ziemię, nowego człowieka, że od nowa daje nowe życie. Mówi o radości, aby się już radować, i że On też chce się radować tym nowym życiem, nowym człowiekiem, nową ziemią. Czy potrafimy uwierzyć Słowu Jezusa, tak jak uczynił to urzędnik z dzisiejszego czytania? Czy potrafimy uwierzyć jednemu, dwóm słowom Jezusa i już dziękować Bogu, wielbiąc Go za to, czego dokonuje, mimo, że tak jak ten urzędnik, nie widzimy jeszcze spełnienia swojej prośby, nie widzimy jeszcze zapowiedzi, którą daje Bóg? A w czytaniu jest mowa, żeby już się weselić. W czytaniu mowa jest o tym, że Bóg może uczynić wszystko – w jednym momencie może dokonać całkowitej zmiany. A więc już można się weselić, już można dziękować Bogu, już można wielbić Go za to, że wypowiedział swoje Słowo nad nami. Nie widząc jeszcze spełnienia się tego Słowa można już Boga wielbić za nie, bo przecież Bóg nie wypowiada słów na wiatr.

Czy nasza wiara jest właśnie taką, że polegamy na Słowu Boga, że ufnie idziemy za tym Słowem dziękując i wielbiąc? Czy potrafimy z ufnością podjąć Słowo Boga, wierząc, że ono się spełnia, nie widząc jeszcze efektu końcowego? A tego właśnie oczekuje od nas Bóg. Ufności i wiary. Wiara ma być wiarą prostą, a więc Bóg mówi, dusza przyjmuje. Idzie uspokojona w swoim życiu, dziękując Bogu za obietnice. Czy rzeczywiście potrafimy tak wierzyć, tak ufać w każdej sytuacji, szczególnie, gdy chodzi o sytuacje trudne, gdy jesteśmy zaskoczeni czymś, sytuacje, które są cierpieniem, smutkiem? Czy wtedy, gdy budzi się w nas niepokój, potrafimy uwierzyć Słowu, że oto Bóg czyni nowe, bo w Jego mocy jest wszystko? I czy nasze serce doznaje uspokojenia, czy potrafimy już wtedy dziękować Bogu za to, co dokonuje, za to, co będzie? Patrząc na urzędnika królewskiego dobrze by było postępować podobnie – uwierzyć jednemu Słowu Boga, nie prosić i nie błagać, jak gdyby nie zmuszać Boga różnymi modlitwami, podejmowanymi jakimiś ofiarami, wyrzeczeniami, nie zmuszać Boga do tego, czego pragniemy. Czy potrafimy, tak jak ten urzędnik, przyjść, poprosić i z ufnością odejść do swoich obowiązków, dziękując Bogu za Jego opiekę i za to, co czyni? Zazwyczaj duszom trudno jest tak zaufać. Zazwyczaj jest tak, że w różnych trudnych sytuacjach, dusze są tak zajęte swoimi sprawami, problemami i cierpieniami, że nie potrafią słuchać Boga i nie potrafią w prostocie przyjmować Jego Słowa. Wydaje się duszom, że muszą Bogu nieustannie przypominać o swojej sprawie. Wydaje im się, że jak będą dużo mówić, dużo prosić, jeszcze podejmą jakieś wyrzeczenia, ofiary, to na pewno wtedy Bóg spełni ich oczekiwania. A Bóg pragnie wiary prostej. Bóg wypowiada Słowo, a człowiek ufnie przyjmuje i ze spokojnym sercem odchodzi do swoich zwykłych czynności, dziękuje Bogu i wielbi Go za Jego opiekę. Nie powraca z niepokojem ciągle do tej jednej sprawy, nie woła znowu do Boga i nie prosi, nie błaga na kolanach, tylko ufa, bo Bóg już czyni wszystko nowe. Czytaj dalej

Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie…

Wspólnie przeżywamy ten piękny, ubogacający czas. Wspólnie zbliżamy się do Jezusa, wspólnie otwieramy się na Jego miłość, na Jego miłosierdzie, wspólnie otwieramy się na poznanie Boga. Dzisiaj chwilę zatrzymamy się nad pierwszym czytaniem (2 Krl 5, 1-15a), a szczególnie nad słowami: „…gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: „Obmyj się, a będziesz czysty”. Mowa jest tu o tym, że gdyby Naaman musiał zrobić coś trudnego do wykonania, aby zostać oczyszczonym, na pewno by to uczynił, a że zadanie ma zbyt łatwe jego zdaniem, nie bardzo wierzy w efekt tego zadania. Otóż w głębi ludzkiego serca nieustannie jest pycha. Pomimo tego, że tyle lat idziemy już maleńką drogą miłości, pomimo tego, że poznajemy własną małość, to jednak w sercach jest pycha. Przejawia się ona w różny sposób, między innymi w tym, że człowiek lepiej się czuje, gdy ma możliwość zrobić coś sam. Kiedy podejmie wysiłek, wykona jakąś pracę, wtedy wie, że zapracował na coś. Kiedy natomiast staje w obliczu sytuacji, gdzie nie od niego zależą jakieś sprawy i musi zaufać Bogu, wtedy czuje w sercu niepokój. Pycha przejawia się również w tym, że człowiek jest bardziej spokojny wtedy, gdy w jakiejś intencji odmówi pewne modlitwy niż wtedy, gdy np. wypowie akt miłości w tej intencji, bowiem wydaje mu się, że jak odmówi cały Różaniec, poświęci więcej czasu, swojego wysiłku, będzie to jego wyrzeczenie, wtedy uzyska to o co prosi. To już nie jest wiara, to jest pycha. Człowiek nieustannie w swoich postawach, zachowaniach, w swoich myślach, słowach przejawia pychę. Często jest to ukryte, zakamuflowane. Bardzo często człowiek od razu znajduje jakieś wytłumaczenie na swoje zachowania, często jest ono tak piękne, tak duchowe, że sam zaczyna w to wierzyć. A dzisiejszy przykład z pierwszego czytania mówi o tym, aby zaufać Bogu i w Nim pokładać całą nadzieję, aby przestać wierzyć we własne siły, we własne zdolności, aby stanąć przed Bogiem w pokorze, w poczuciu bezradności, aby wszystko uzależnić od Niego. Naaman był bardzo poruszony i zagniewany – taki wysiłek, długa droga, przygotowane dary, aby podziękować za oczyszczenie, a tu ktoś w ogóle do niego nie wychodzi, nie spojrzał na niego a wysyła do jakiejś rzeki, aby się wykapał. Była to tak zwyczajna rzecz, prozaiczna, a w dodatku łatwa.

Teraz dobrze by było spojrzeć na siebie samego. Cały czas w duszy tkwią jeszcze stare przyzwyczajenia, stare sposoby przeżywania Wielkiego Postu. Mimo, że na ten temat mówimy, jednak w głębi duszy gdzieś tam tkwią te stare nawyki. Poza tym stykamy się z różnymi ludźmi, którzy właśnie preferują dawniejszy sposób przeżywania Wielkiego Postu. Chciałoby się podjąć jakieś postanowienia, które wymagają dużej ofiary, wysiłku, aby człowiek poczuł, że pracuje nad sobą. Poza tym wtedy człowiek może poczułby się trochę lepiej, bardziej komfortowo, bo coś zrobił, coś uczynił. Czytaj dalej

Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało

„Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało”  (Łk 10, 2). Patrząc na stan współczesnego Kościoła, na ilość kapłanów w różnych krajach, rzeczywiście robotników jest mało. Można i na pewno trzeba te słowa odnosić do kapłanów. Liczba robotników Pańskich, którzy powinni być wysłani na żniwo jest zbyt mała i z każdym rokiem maleje. Państwa, które jakiś czas temu uchodziły za chrześcijańskie, które w niektórych wiekach były wielkimi mocarstwami, gdzie większość osób była wierzących, a głos Kościoła był głosem decydującym, teraz cierpią na brak kapłanów, stają się wtórnie pogańskimi.

Żniwo wielkie. O, jak bardzo człowiek potrzebuje Boga. Każda dusza, bez względu na to, czy jest to dusza uznająca wiarę w Boga czy też nie, każda potrzebuje Boga. Każdy człowiek bez względu na to, czy przyznaje się do wiary czy też uważa siebie za osobę niewierzącą, a nawet walczącą z Kościołem, każdy potrzebuje Boga. Każde serce ludzkie spragnione jest miłości Bożej, a więc miłości doskonałej, takiej, jaką jest Bóg. Tej miłości człowiek szuka, choć nieudolnie. Chce takiej miłości doświadczyć w relacji ludzkiej i nie doświadcza. Bardzo często człowiek nie uświadamia sobie potrzeby miłości doskonałej i szuka zaspokojenia swego serca zupełnie gdzie indziej. Myśli, że ten niepokój, który cały czas w nim jest, uda się jakoś złagodzić dążąc do przeróżnych celów. Jedni realizują się w karierze zawodowej, inni sięgają po władzę, starają się zarobić jak najwięcej pieniędzy, urządzają dom, kupują najnowsze, najdroższe sprzęty, jeszcze inni spędzają wolny czas w jakichś drogich kurortach, hotelach, jeżdżą za granicę na drogie wycieczki. Realizują swoje pragnienia, których do końca nie rozumieją, źle je sobie tłumaczą i w związku z tym nieustannie nadal doświadczają braku spełnienia, nie mają pokoju w sercu. I zastanawiają się, dlaczego chociaż osiągnęli to, czego pragnęli, nadal nie są zadowoleni. Sięgają dalej, więcej, wyżej i stale jest nie to. Dziwią się, że to, do czego dążą nie daje im szczęścia, a relacje z bliskimi nie układają się tak, jakby tego chcieli. Każdy człowiek w głębi swojej duszy, nieraz bardzo głęboko, ma ukryte pragnienie, by należeć do Boga, który jest czułym, miłującym, wszechmocnym Ojcem. Każda dusza spragniona jest miłości ojcowskiej, która wytycza pewne ramy, a jednocześnie, która przebacza. Każdy spragniony jest miłości miłosiernej, która jest wyrozumiała dla ludzkich słabości. Każdy pragnie miłości, która dla niego poświęci wszystko. Nie szkodzi, że człowiek nie deklaruje głośno takich pragnień. Nie szkodzi, że otwarcie mówi o swoim ateizmie, iż owszem wierzy, ale nie praktykuje. W głębi serca każdy człowiek spragniony jest miłości – Bożej miłości – a szuka jej nie tam gdzie trzeba. Skoro żniwo wielkie, ale robotników brakuje, Bóg posyła nie tylko kapłanów. Bóg posyła różne dusze, bo każda dusza, która otwiera się na miłość Bożą, prawdziwie przyjmuje ją i stara się nią żyć, może być robotnikiem, żniwiarzem, apostołem, uczniem Jezusa. Każda taka dusza może być posłana do tych, którzy miłości Bożej nie znają, a przecież spragnieni są jej, choć sobie tego nie uświadamiają.

Dzisiejsze słowa Ewangelii (Łk 10, 1-9) skierowane są, owszem, do kapłanów, do hierarchii kościelnej, by uświadomić, jak ważnym jest, by czynić wszystko, aby ilość powołań zwiększyła się. Ale SŁOWA TE SKIEROWANE SĄ RÓWNIEŻ DO WSZYSTKICH DUSZ W KOŚCIELE, ABY WSZYSTKIM UŚWIADOMIĆ, IŻ KAŻDA DUSZA JEST POWOŁANA DO APOSTOLSTWA. Każdy powołany jest, by stawać się misjonarzem. Każdy ma przecież swoje uczestnictwo w kapłaństwie i uczestniczy w nim. Owszem, w inny sposób niż kapłan – namaszczony, wyświęcony, a jednak każda dusza w Kościele jest powołana. Nie ma w Kościele duszy, która by nie była powołana do życia miłością, do dawania świadectwa o Bożej miłości i Bożym Miłosierdziu. Jeśli ktoś uważa, że nie jest do tego powołany, że nie ma być świadkiem samego Jezusa, to znaczy, że nic nie rozumie z nauki Kościoła, że nie zna nauki Jezusa.  Czytaj dalej

Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?

Spoglądając na świat, na to, co dzieje się w różnych miejscach na kuli ziemskiej możemy się dziwić, przestraszyć się takim ogromem zła. Może w naszych sercach powstać pytanie: Jak to możliwe, że jest aż tyle zła? Skąd tyle zła rodzi się w ludzkim sercu? Kiedy w naszych sercach będzie wręcz niedowierzanie, że niemożliwym jest, aby aż tyle zła było na świecie, spójrzmy na Jezusa, na to, co Jemu uczyniono. Spójrzmy na Jego mękę, na całe Jego cierpienie; nie tylko na Krzyż, ale na całe Jego cierpienie. Spójrzmy na zło, które chciało Go dosięgnąć od samego Jego narodzenia. Bóg, który jest Miłością zstąpił na ziemię, aby tę miłość jeszcze w większej obfitości rozlać na wszystkie dusze, okazać swoje miłosierdzie wobec każdej duszy, aby ratować każdego człowieka. Ten Bóg został odrzucony. Był obrażany, poniżany, strasznie torturowany. Już od samego początku Jego przyjścia na świat i potem kiedy nauczał, uzdrawiał, czynił dobrze – czyhano na Jego życie. Jak wielka była złość w sercach ludzkich, która odpowiadała nienawiścią na samą Miłość, na nieskończone Miłosierdzie!

Czasem dusze zastanawiają się, czy to możliwe, by mogło spotkać nas jeszcze coś gorszego niż to, co dzieje się na świecie. I myślą, że to niemożliwe. Spójrzmy, co człowiek czynił wobec samego Jezusa. To, czego się dopuścił wobec Boga nie było dziełem tylko czysto ludzkim. Tak naprawdę zawładnął nim szatan i to on ukazywał swoją drapieżną, straszną twarz. A skoro dopuścił się do tak straszliwego czynu, skoro popchnął ludzi ku zadawaniu straszliwych tortur Jezusowi, aż do zabicia Go, czy teraz będzie oszczędzał ludzi? Cała złość szatana, cała jego nienawiść właśnie na tym się skupia – na zabiciu. Zabicie przede wszystkim dotyczy duszy. Oczywiście dusza jest nieśmiertelna, jej celem jest życie w Niebie, a śmierć duszy ujmujemy tutaj w pojęciu życia w piekle. Szatan w żaden sposób nie będzie się ograniczał. Nic go nie powstrzyma, jeśli widzi możliwość zdobycia kolejnych dusz, uśmiercenia ich. A ponieważ w sercu szatana jest tylko zło, tylko nienawiść, tylko złość, więc tym karmi ludzkie dusze, bo to zabija. Skoro karmi ludzkie dusze złością, nienawiścią, więc człowiek występuje przeciwko drugiemu człowiekowi. Jeśli nie jest osadzony głęboko w Bogu, nic go nie powstrzyma przed nienawiścią. Jeśli dusza nie zakosztuje miłości Boga, da się poprowadzić ku nienawiści. Ulegnie argumentacji szatana, który w sposób bardzo sprytny przemówi do duszy i przekona ją do swoich celów. Celem szatana jest śmierć każdej duszy, a więc jej odwrócenie się od Boga, odrzucenie Boga i w ten sposób następuje śmierć. Bez Boga dusza nie będzie żyła. Czytaj dalej

Lepsze jest posłuszeństwo od ofiary

W życiu duszy powołanej przez Boga bardzo ważnym jest posłuszeństwo. Jak ważnym, możemy zobaczyć dzisiaj w pierwszym czytaniu (1 Sm 15, 16-23). Konsekwencje nieposłuszeństwa mogą być bardzo dramatyczne. Sam Bóg wybrał Saula, nakazał namaścić na króla i dawał mu wskazówki poprzez Samuela. Niestety król nie był posłuszny. I Bóg wybrał Sobie innego króla. Nieposłuszeństwo Saula potem miało swoje konsekwencje w dalszym jego postępowaniu i czynieniu zła, bo kiedy człowiek nie słucha Boga z każdym krokiem coraz bardziej pogrąża się w grzechu. Jest coraz słabszym i coraz trudniej mu wybierać dobro. Słuchając pierwszego czytania i uświadamiając sobie późniejsze dzieje Saula, wydaje się nam, że jego przykład nas nie dotyczy, że nasze życie jest inne, inny nasz sposób postępowania, a przynajmniej nasze poczynania nie mają aż takiego wymiaru, więc i konsekwencje nie będą aż tak drastyczne. A jednak dobrze byłoby przyjrzeć się analogii, aby zrozumieć, że przykład Saula jest dzisiaj dany właśnie nam.

W wybraniu zazwyczaj człowiek widzi tylko stronę zewnętrzną – Saul został królem, władcą narodu, miał pewne bogactwa, dużo przywilejów, praw, decydował o wielu sprawach. Potem to wszystko traci. A my? Cóż, szare życie, dom, praca, a więc gdzie tu porównanie? Trzeba spojrzeć w sposób duchowy, bowiem największym bogactwem dla człowieka jest dusza. Bóg umiłował ciebie i dla ciebie poświęcił swojego Syna, a więc zapłacił najwyższą cenę za ciebie. W ten sposób wywyższył ciebie i namaścił na swoje dziecko, niczym na pierworodnego syna. Jest to wyróżnieniem, wybraniem, tym, co najważniejsze. Celem życia człowieka jest połączenie się z Bogiem, który usynowił każdego z nas, by w końcu po śmierci żyć prawdziwie jako syn, córka Boga w zjednoczeniu z Nim. Nieposłuszeństwo Saula miało tragiczne konsekwencje. Nieposłuszeństwo duszy wobec Boga też ma bardzo poważne konsekwencje. Można stracić wszystko – można zatracić duszę.

Zatem dusza, która doświadcza powołania do życia doskonalszego, która doświadcza wezwania na pewną drogę duchową powinna starać się słuchać. A potem powinna starać się realizować tę drogę tak, jak rozumie. Jednak dusze popełniają często pewien błąd, bowiem wchodzą na nową drogę, ale ciągną za sobą cały swój bagaż, całe swoje dotychczasowe życie, wszystko to, co dotychczas było ich doświadczeniem, co było udziałem ich serca, ich duszy. Wszystko to cały czas im towarzyszy. Ich nawyki, przyzwyczajenia również są razem z nimi. Człowiek cały, ze wszystkim, co posiada i ze wszystkim, co stanowi wchodzi na nową drogę. I niekiedy dziwi się, dlaczego tak powoli kroczy do przodu, dlaczego tak ciężko. Gdyby się obejrzał, zobaczyłby, że za sobą ciągnie wielki bagaż. Trudno jest człowiekowi iść do przodu, jeśli ciągnie za sobą cały wagon wszystkiego, co nazbierał przez całe życie. Serce cały czas po staremu wszystko przyjmuje. Umysł po staremu rozpatruje i rozważa. Duszy trudno jest iść za nowym, bo stare jeszcze bardzo mocno gniecie i utrudnia pójście naprzód. W Piśmie Świętym czytamy, że rozpocząć nowe życie trzeba w sposób definitywny, stanowczy, pozostawiając za sobą to, co stare. Nie da się do starego serca wlać nowego życia i ze starym połączyć nowe. Nie da się myśląc po staremu iść nową drogą, bo się po prostu nią nie pójdzie; pójdzie się starą. Serce nie otworzy się w pełni na Boga i nie przyjmie Go w pełni, jeśli w sercu króluje zupełnie co innego, jeśli zajęte jest zupełnie innymi sprawami. To jest po prostu niemożliwe. Dlatego Jezus upomina, wzywa, by pozostawić wszystko, co stare, by oczyścić serce i spojrzeć na Boga, przyjąć Jego miłość, przyjąć Jego samego, żyć Nim bez oglądania się na to, co było. Człowiek przyzwyczaja się do tego, co jest, nawet, jeśli jest niewygodne. A kiedy pojawia się nowe, często myśli o tym z obawą, bo tego „nowego” tak do końca nie zna. Wydaje mu się bezpieczniejsze to, co stare, chociaż czasem przeszkadza, przygniata niż to, co nowe, którego się nie zna. A jednak Jezus prosi, abyśmy pozostawili wszystko, co stare. Czytaj dalej

I szły za Nim liczne tłumy

Postarajmy się dzisiaj spojrzeć w głąb naszych serc, by zastanowić się, na ile słowa czytane podczas Eucharystii, czy też słowa Pisma Świętego, które sami czytamy, są rzeczywistością w nas. Na ile jesteśmy otwarci na te słowa? By przyjmować Słowo Boże i je rozumieć potrzebna jest łaska. Bóg udziela tej łaski, ponieważ pragnie, by każda dusza czytała Jego Słowo i rozważała, by każda karmiła się Jego Słowem. Jego Słowo niesie życie, jest życiem, tak więc Bóg wręcz oczekuje, że każda dusza będzie karmić się Słowem. Jednak nie każda czytając Słowo Boże karmi się nim. Nie każda otwiera się na rzeczywistość Boga, Jego obecność w tym Słowie. A Słowo Boże może być bramą, przez którą dusza wchodzi w inny świat – w rzeczywistość Boga.

Bóg obdarza łaską każdą duszę, bowiem dla każdej pragnie Boskiego pokarmu, jakim jest Jego Słowo. Nam tej łaski udziela. Jeśli dusza podejmuje ją, prawdziwie Słowo Boże staje się dla niej żywe. Ona staje wobec obecności Boga. W zależności od tego, czym Bóg pragnie obdarzyć tę duszę, w różny sposób doświadcza tej obecności, ale prawdziwie staje w obecności Boga.

Słowo Boże czytane podczas Eucharystii jest szczególnym wydarzeniem, ponieważ PRZYGOTOWUJE DUSZĘ DO NIEZWYKŁEGO SPOTKANIA Z CIAŁEM I KRWIĄ BOGA. Samo Słowo już dotyka duszy i wprowadza w świat Boży. Dusza przygotowywana jest do jedynego w swoim rodzaju zjednoczenia – by przyjąć Ciało i Krew Boga do swego wnętrza. Już kontakt ze Słowem jest przedsionkiem tego zjednoczenia. W zależności od tego, na ile dusza otwiera się na łaskę i czym Bóg ją obdarza, ona już może jednoczyć się z Bogiem. Za każdym razem, kiedy uczestniczymy w Eucharystii, powinniśmy dziękować Bogu i uwielbiać Go za to, że możemy obcować z Nim; że Bóg pozwala nam podchodzić do Niego tak blisko. On dotyka nas swoim Słowem i uobecnia się w Słowie wobec naszej duszy, objawiając Siebie. Potem z wielką radością powinniśmy otwierać się jeszcze bardziej, dzięki otrzymanej łasce w Słowie, na obecność Ciała i Krwi Jezusa. O, gdybyż dusze odpowiadały na całą łaskę, jaką Bóg na nie zlewa podczas Eucharystii, doświadczałyby w sposób niebywały obecności Boga.

W dzisiejszej Ewangelii (Mt 4, 12-17. 23-25) czytamy o tym, że Jezus chodził i uzdrawiał. Przychodziły do Niego tłumy, wszyscy przyprowadzali swoich bliskich chorych, a On uzdrawiał. Kto z nas wierzy prawdziwie, że Jezus dzisiaj przyszedł tutaj? Kto z nas prawdziwie otworzył serce na Jego obecność? Jezu przyszedł nie tylko do tamtych ludzi, On przyszedł tutaj. Przyszedł na ziemię do wszystkich. Dzisiaj przyszedł tutaj i jest obecny. Kiedy dusza obcuje ze Słowem Bożym, kiedy otwiera się na miłość Boga, płynącą ze Słowa, wtedy prawdziwie doświadcza Bożej obecności. W zależności od otrzymanej łaski może widzieć lub czuć tę Obecność. Skoro dzisiaj czytamy, że Jezus przychodzi i uzdrawia wszystkich, dobrze byłoby otworzyć się na tę łaskę wiary i podejść do Jezusa, który przyszedł tutaj. Spróbuj otworzyć się na Jego obecność. Spróbuj uwierzyć. Jaka jest twoja wiara, jeśli słuchając dzisiejszego Słowa stajesz obojętnie wobec Jezusa, który stoi przed tobą? Jaka jest twoja wiara, jeśli oczami duszy Jego nie widzisz? Jaka jest twoja wiara, jeśli nie cieszysz się, nie radujesz się z tej Obecności? Jaka jest twoja wiara, jeśli nie przypadasz do Jego stóp i nie prosisz Go w różnych twoich intencjach, bo przecież w rodzinie są różne sprawy i różne problemy, a On przyszedł by się nimi zająć? Jaka jest twoja miłość, że nie chcesz podjąć wysiłku wiary, aby spotkać się z Jezusem? A On przyszedł tutaj. Czytaj dalej