Pocałunek dzieci fatimskich – by żyć ich duchem

Dzieci fatimskie przyszły w pewnym celu – złożyć pocałunek na każdym z nas, aby w ten sposób okazać swoją miłość i przekazać niejako to, czym były w swoich sercach, by mogło rozwijać się dzieło, które Bóg poprzez nas zapoczątkował i przeprowadza. Ten pocałunek jest darem, łaską i błogosławieństwem przekazanym przez samego Boga, ale za ich pośrednictwem. Z ufnością otwórzmy serca na ich obecność i na dar, który nam składają.

dav

Gdy trwały objawienia w Fatimie, dzieci otrzymywały szczególną łaskę. To dzięki niej przemieniały się ich serca, były posłuszne woli Boga i dzięki niej podejmowały modlitwy, umartwienia, ofiarowywały swoje cierpienia Bogu w różnych intencjach. Były przy tym nadal dziećmi nieskażonymi – pokorne, szczere, proste. One nie rozumiały, że poprzez ich serca Bóg przeprowadza Dzieło ogromne. One tylko wiedziały, że mają się modlić, pocieszać Jezusa, pocieszać Serce Matki, wynagradzać to zło, którego Ona doświadcza, że mają modlić się za grzeszników i ponosić za nich ofiary. Nie wiedziały, że Fatima zasłynie na całym świecie. Całkowicie przyjęły swoje powołanie razem z łaską, która ich w to powołanie wprowadzała i umacniała.

To, że kończy się jakiś etap w naszej wspólnocie nie oznacza, że kończy się dzieło. To, że Bóg oczekiwał od Abrahama, iż złoży ofiarę ze swego syna nie oznacza, że Abraham miał cofniętą obietnicę bycia ojcem mnóstwa narodów. Bóg nie zabiera swego dzieła z naszych serc. Ono jest w nas. A dzieci fatimskie przyszły w pewnym celu – złożyć pocałunek na każdym z nas, aby w ten sposób okazać swoją miłość i przekazać niejako to, czym były w swoich sercach, by mogło rozwijać się dzieło, które Bóg poprzez nas zapoczątkował i przeprowadza. Ten pocałunek jest darem, łaską i błogosławieństwem przekazanym przez samego Boga, ale za ich pośrednictwem. Z ufnością otwórzmy serca na ich obecność i na dar, który nam składają.

Nieustannie mówimy o tym, aby być małym, być jak dziecko. Ten szczególny dar Dzieci Fatimskich pomoże nam jeszcze lepiej wypełnić to zalecenie – być małym, być jak dziecko. A być małym, jak dziecko, oznacza między innymi podać dłoń Matce i pozwolić poprowadzić się tam, gdzie Matka chce. To prawda, że czasem dziecko idzie trochę się opierając, czasem idzie rozglądając się na boki, nie uważając pod nogi i gdyby nie matka to często by się przewróciło albo zgubiło. Ale to, że trzyma swoją rączkę w dłoni matki jest zapewnieniem, że idzie razem z nią w dobrym kierunku. Więc, dusze najmniejsze, podajmy Maryi swoje dłonie, aby Ona mogła nas prowadzić. Aby mogła dawać nam poznanie miłości samego Boga. Aby mogła tę miłość dawać nam będąc nieustannie obecną przy nas. Aby mogła uczyć nas, co to znaczy kochać. Maryja pragnie bardzo bliskiej, głębokiej relacji z każdym z nas. Przenikając nasze dusze i naszego ducha pragnie żyć w nas i w nas kochać Jezusa miłością największą. On zaś będąc w nas, żyjąc, bo daliśmy Mu swoje serca na mieszkanie, będzie kochał Maryję swoją miłością, ale w nas.  Ta miłość jest jednością. Dzięki niej będziemy mogli przynajmniej częściowo zrozumieć w swoim życiu, czym jest miłość. W sposób czynny będziemy ją praktykować, wyrażać. Jeszcze lepiej zrozumiemy, iż nie ma miłości oddzielonej od życia. Miłość jest życiem – prawdziwym życiem. Jeśli ktoś myśli, że kocha, a potem idzie do swojego środowiska i tam jej nie praktykuje, to nie kochał nigdy. Miłość prawdziwa staje się życiem człowieka i wyraża się we wszystkim, co ten człowiek robi.  Czytaj dalej

Dar dzieci fatimskich – owoc naszej pielgrzymki do Fatimy

Aby dzieci fatimskie mogły rozpocząć realizację planów Bożych, aby mogły realizować powołanie swego życia, musiały najpierw spotkać Matkę. Napełnione Bożymi łaskami zaczęły iść z prędkością światła ku Niebu. Wznosiły się ku świętości tak szybko, jak rzadko który Święty. Jednak świętość nie była celem głównym. Każde z nich miało swoje umieszczone w Kościele zadanie. Gdy je zrealizowały, mogły odejść po wspaniałą nagrodę.

Jako wspólnota pielgrzymowaliśmy do Fatimy starając się sobie uświadomić, iż nasze życie ma głęboki sens w powiązaniu z życiem Kościoła. Jednak skąd zaczerpnąć i sił, i skąd zaczerpnąć świadomości swego powołania, aby je realizować. W Fatimie dokonuje się coś szczególnego wobec tych, którzy starają się otworzyć swoje serca, którzy pragną spotkania z Bogiem i Jego Matką. W Fatimie Maryja przyjmuje nas włączając w życie dzieci fatimskich, a dzieci fatimskie włączając w nas. One stają się naszymi opiekunami i przewodnikami, udzielając jednocześnie ze swego serca, ze swoich dusz tych łask, tych wręcz charyzmatów, które same posiadały od Boga. To, w jaki sposób żyły, jak przyjmowały Bożą wolę, może stać się i naszym udziałem. Oczywiście nie chodzi tutaj o dosłowne powielanie ich życia. Chodzi o postawę wobec Bożego powołania. Chodzi o prostotę serca i szczerość, chodzi o pokorę. Chodzi o to, aby zobaczyć w swoim życiu, iż każda sytuacja jest nadarzającą się chwilą, by jeszcze lepiej, jeszcze pełniej służyć Bogu, ratując dusze. Dzieci te nie miały jakichś wspaniałych środków, dzięki którym mogłyby nawracać ludzi i ratować ich dusze. Dysponowały jedynie ubogim życiem, skromnością posuniętą wręcz do biedy panującej w ich domach, również brakiem wykształcenia. Nie znaczyły nic w swoim środowisku. Zobaczmy zatem, że tak po ludzku nie dysponowały niczym, dzięki czemu mogłyby nawracać innych, apostołować, ratować dusze. A jednak podjęły te skromne środki, jakie posiadały – naprawdę skromne – wykorzystały każdą chwilę, każdą sytuację. Wykorzystały wszystko w swoim życiu, by służyć Bogu, by z miłości ratować dusze.

Na ziemi fatimskiej Bóg udziela duszom tej łaski, iż mogą mając za przewodników Hiacyntę i Franciszka, podobnie uczynić w swoim życiu każdą chwilę, jako tę, która służy Bogu ratując dusze. Możemy też prosić Łucję o wstawiennictwo. Każdy z nas ma swoje życie, swoje środowisko, dysponuje jakimiś umiejętnościami, przeżywa różne chwile – i przyjemne i trudne. Każdy z nas może w każdej sekundzie – dosłownie w każdej! – służyć Bogu, każdą Bogu oddając, każdą Bogu poświęcając, prosząc, by poprzez nasze posłuszne, wierne, pokorne wypełnianie swoich codziennych obowiązków, Bóg ratował dusze, by posługiwał się nami. Właśnie wtedy, gdy dusza jest uległa Bogu, oddana, pokorna może wykonywać najprostsze rzeczy, wypełniać najbardziej zwykłe obowiązki, a jednak poprzez nie, gdy jest zjednoczona z Bogiem może ratować całe rzesze dusz. Może przysłużyć się do ratowania całego świata.

I my otwórzmy serca na dar dzieci fatimskich. Niech one staną się naszymi przewodnikami, bratem, siostrą. Niech pomagają nam zobaczyć w naszej codzienności każdą chwilę, w której możemy czynić coś z miłości do Boga, na Jego chwałę, dla ratowania dusz. W Fatimie Maryja rozpościera swój płaszcz, aby otaczać opieką wszystkich, którzy powierzają Jej swoje życie, oddając wszystko. I tak jak opiekowała się dziećmi fatimskimi, tak opiekuje się wszystkimi, którzy tego pragną i prowadzi drogą świętości. Czytaj dalej

Zapraszamy do Gietrzwałdu

Od 18 marca 2006 roku, w każdą trzecią sobotę miesiąca, w sanktuarium maryjnym w Gietrzwałdzie spotyka się grupa wiernych, którzy pragną w atmosferze tworzonego Wieczernika Modlitwy doświadczać wylania Ducha Świętego w obfitości Jego darów, a zwłaszcza w darze miłości Bożej. Ufając w potężne orędownictwo NMP Pani Gietrzwałdzkiej powierzają codzienne sprawy Jej Niepokalanemu Sercu ufając, że Matka Boga i ludzi weźmie wszystkie ludzkie codzienne troski pod matczyną pieczę, wypraszając swoim dzieciom potrzebne łaski. Także w najbliższą trzecią sobotę miesiąca lipca zapraszamy wszystkich do współtworzenia Wieczernika Gietrzwałdzkiego. Spotkajmy się u Pani Gietrzwałdzkiej już w najbliższą sobotę, tj. 15 lipca br. Początek spotkania o godz. 17:20. W programie Wieczernika: różaniec, Msza św., Adoracja Najświętszego Sakramentu i Apel Jasnogórski.

Bóg powołuje, dopuszcza próby, ale uświęca, daje zmartwychwstanie. Konferencja: Rdz 22, 1-19

Medjugorje_GospaOczekujemy przede wszystkim pocieszenia, pragniemy zajęcia się naszymi sprawami. Chcielibyśmy usłyszeć słowa, że wszystko zostanie odjęte i od tej pory rozpocznie się piękne, rajskie życie. A tutaj słowa o pozostawieniu wszystkiego, o niepowracaniu do starego, o zgodzie na życie życiem rodziny pszczelej, gdzie należy się całkowicie do Maryi, gdzie nie czyni się swojej woli, ale uczestniczy się w życiu Jej Serca, we wszystkim, co w tym Sercu jest. I że właśnie na tym polega miłość. Choć w słowach wydaje się być to oczywistym, a jakże często duszom nie udaje się zrealizować tego wskazania, tak ważnego, gdy dusza oddaje się na służbę Bogu i uczestniczy w wielkim Dziele Bożym. Dzisiaj jeszcze jedne trudne słowa.

Najpierw pierwsze czytanie (Rdz 22, 1-19). Abraham słyszy od Boga, że ma złożyć w ofierze swego syna. Co działo się w jego sercu tak naprawdę wie tylko Abraham. Przeżywał ogromne cierpienie. Szedł na górę z synem, który miał się stać ofiarą złożoną Bogu. Szedł, uczynił ołtarz, syna związał, położył. Miał nóż. I nóż podniósł do góry, aby zabić syna. Spójrzmy, jak daleko musiał pójść Abraham w swojej ufności, w swojej wierze. Jak daleko! Jak to się ma do wspólnoty, do nas, do tego, co przeżywamy tutaj, do tych rekolekcji. Mówiliśmy, że trzeba pozostawić wszystko. I dusze powołane, otrzymując łaskę, najczęściej starają się to robić. Można powiedzieć, że z grubsza zostawiają stare życie, drobiazgi jeszcze plączą się im pod nogami, ale próbują się ich pozbyć. Oddają się dziełu, w które wprowadza je Bóg i je prowadzą mocą samego Boga. Abraham miał obiecanego syna. Wyszedł z ziemi, gdzie mieszkał. Uwierzył Bogu. A gdy był już starcem Słowo – obietnica zaczęła się realizować. Serce Abrahama całe przylgnęło do syna. Otrzymał syna od Boga. To był dar z Nieba. Abraham cieszył się synem. Był pełen szczęścia i wydawało się, że z wiarą i ufnością zrobił wszystko, co Bóg chciał. Postępował zgodnie z Jego wolą, teraz cieszy się synem. Przyszłość jawiła się w jasnych barwach. I naraz słyszy słowa, aby złożyć syna w ofierze.

Wejście Abrahama na górę, krok po kroku, było uświadomieniem, że syn nie jest jego własnością, że jest darem. Tak naprawdę wszystko jest własnością Boga. I wszystko Bóg może dać, może zabrać, może przywrócić. Abraham przeżył bardzo trudną próbę. Gdy Bóg powstrzymał go, aby nie zabijał swego syna, szczęśliwy i pełen wdzięczności złożył Bogu ofiarę z jagnięcia. Ta próba uświadomiła mu, iż mimo, że wszystko zostawił wcześniej, to teraz przywłaszczył sobie syna, który też jest własnością Boga. Zgodził się oddać syna i z wdzięcznością przyjął go z powrotem z rąk Boga.

Dusze bardzo często, jakiekolwiek jest to dzieło, zaczynają traktować je jako swoje. Gdy przychodzi czas – czy to z winy człowieka, czy to z woli Bożej, kiedy trzeba pozostawić lub też usunąć się na bok – nie potrafią rozstać się z tym, czym żyły do tej pory, uważając to za swoje, choć przez cały czas wydawało im się, że służą Bogu, że to jest Boże, że one są tylko sługami Boga. A jednak jest to bolesne dla każdej duszy – pozostawić. Dochodzą do tego różne względy ludzkie, różne słabości. I nieraz dusza, która w wielkim pędzie służąc Bogu kroczyła ku Niebu, zatrzymuje się właśnie na tej próbie. To tak, jakby Abraham nawet nie próbował wejść na górę ze swoim synem, tylko chciał uchronić go, ukryć, zachować dla siebie. On swego syna otrzymał po raz drugi od Boga, a jednocześnie jego dusza została niezmiernie umocniona. Jego wiara wzrosła, jego relacja z Bogiem również się pogłębiła. To już nie był ten sam Abraham. Czytaj dalej

Ponad wszystkim zawsze jest miłość Boża – konferencja: Rdz 21, 5. 8-20

Medjugorje_pokójDobrze, że słuchamy i przyjmujemy zaproszenie Matki Bożej. Ona pragnie podawać nam najdoskonalszy pokarm. Zawsze należymy do Jej Serca, zawsze jesteśmy w gronie Jej pszczół. Pszczoły Maryi muszą być dobrze przygotowane, muszą wiedzieć, jakie są ich powinności, muszą rozumieć miłość Boga. Bez przyjęcia tej miłości i życia nią pszczoły nie są w stanie pracować w Maryjnym ulu.

Spójrzmy na dzisiejsze pierwsze czytanie (Rdz 21, 5. 8-20). Trudne jest ono do przyjęcia przez współczesnego człowieka, który nie rozumie tamtej kultury i tamtych zwyczajów. Jednak pewne rzeczy są ponadczasowe. Ponad wszystkim zawsze jest miłość Boża. Jednocześnie zawsze ujawniają się ludzkie słabości, mimo to Bóg swoją miłością pokonuje je. Nieraz przechodzi ponad nimi, a nieraz wchodzi dokładnie w te słabości i czyni swoją wolę. Nie wszystko człowiek jest w stanie zrozumieć w swoim życiu i nie ma co pytać, dlaczego? Jest to niewłaściwe pytanie. Raczej należy nieustannie prosić o otwartość serca i gotowość przyjmowania wszystkiego, co płynie z woli Bożej.

Abraham i jego żona byli już starymi ludźmi. Zarówno jedno, jak i drugie w pewnym momencie miało wątpliwości, co do słów Bożych, iż się spełnią. Jednak spełniły się. Słowo Boże zawsze się wypełnia. W te wydarzenia wplatają się ludzkie słabości. Bóg znając je niejako pozwala, by ludzkie słabości towarzyszyły Jego planom, które i tak On realizuje. Z ludzkiego punktu widzenia niekiedy wydaje się być coś bardzo okrutnym. Jednak Bóg potrafi mimo tych słabości zrealizować swoją wolę i obdarza miłością zawsze i wszędzie. Nie ma człowieka na ziemi, który byłby porzuconym. Nie ma człowieka na ziemi, którego sytuacja byłaby do końca beznadziejna i bez wyjścia, ponieważ to, co dla człowieka nie jest możliwym, dla Boga jest możliwym do czynienia. I tak jak uczynił rodzicami Abrahama i Sarę, tak i zaopiekował się Hagar i jej synem, choć wysłani zostali na pewną śmierć. Hagar w rozpaczy pozostawia swoje dziecko. Nie chce być obecna przy jego męczarniach, przy jego śmierci. Ale Bóg nie porzucił jej, ani jej syna. Owszem, pozwolił, aby złość Sary niejako uzewnętrzniła się, stała się rzeczywistością wypędzenia Hagar. Nawet skłonił ku temu Abrahama. Ale miał w tym swój zamysł i nie opuścił ani Hagar, ani jej syna. Hagar w swej rozpaczy nie widziała studni, która była blisko niej. Bóg przemył jej oczy, otworzył je i zostali uratowani. Słowo Boga wypełnia się. Przecież potomstwo Abrahama miało być liczne, a syn Hagar był również synem Abrahama, zatem i z niego wyszedł wielki naród. Wydawać by się mogło w pewnym momencie, że sytuacja jest już beznadziejna i tylko śmierć ich czeka. Jakże zmieniła się diametralnie, gdy Bóg przemył oczy Hagar, gdy otworzył je. Czytaj dalej

Jak w rodzinie pszczół – konferencja dla dzieci Maryi

Medjugorje_PodbrdoMaryja, Królowa, zaprosiła nas do wnętrza swego Serca, bo pragnie, byśmy jako pszczoły stały się Jej robotnicami. Ale wiąże się to z całkowitym zaprzestaniem słuchania swoich pragnień i patrzenia na świat. Robotnice w ulu pracują na rzecz swego roju i swojej królowej. Pracują nieustannie, nie mają wakacji, ani odpoczynku. Życie danego ula, danej rodziny pszczelej jest życiem robotnicy. Pszczoły Maryi, które Ona sama karmi swoim mlekiem, kosztują wszystkiego, co jest w Jej Sercu i uczestniczą w życiu Jej Serca.

Jak pszczoły do kropelki miodu zlatują się dusze do Maryi, Królowej. Niestety wszędzie wokół pojawia się tyle pięknych zapachów i pszczoły odlatują. Szkoda, że człowiek nie ma, tak jak zwierzę, instynktu samozachowawczego. Niestety bardziej słucha swoich pragnień i dąży za przyjemnościami, przez co całkowicie zniszczył w sobie umiejętność odróżniania dobrego pokarmu od trucizny. I karmi swoją duszę trucizną.

Pszczoły odlatują, choć przed momentem były przy swojej Królowej. Odlatują wszędzie dookoła. Nie widzą, że wokół otacza je sztuczny ogród, plastikowe kwiaty, w które małymi kanalikami wsączana jest trucizna. I pszczoły Maryi giną. Jak wiele pszczół ginie!!! W straszliwych męczarniach giną. Przy tych sztucznych kwiatach, za którymi kryje się cała machina zła leżą rozkładające się szczątki pszczół Maryi. Gdy Ona patrzy na to, Jej Serce przeszywa ból. Woła swoje pszczoły, otwiera Niepokalane Serce – cóż z tego, skoro wokół tyle kolorów, tyle zapachów? Nawet, jeśli te pszczoły lecą w Jej kierunku, jakże często zawracają, będąc już prawie u celu.

Dlaczego szukamy radości, skoro Serce Maryi cierpi i krwawi? Dlaczego oczekujemy powodzenia, skoro Serce Niebieskiej Matki doświadcza takich zranień? Czy też pragniemy, tak jak inne pszczoły, zaznać przyjemności, która będzie ulotną, a potem tylko wieczna śmierć? Czy my też, tak jak inne pszczoły, chcemy krótkiego sukcesu, uznania otoczenia, pochwały, a potem umierać w męczarniach? Jakże Maryja umiłowała wszystkie dusze! Nie znają smaku miodu miłości, biegną więc za tym, co jest tylko atrapą. Ale przecież my skosztowaliśmy Bożego miodu! Czy pozwolimy, by świat przyciągnął nas ku sobie? Dlaczego wydaje nam się, że pokarm Maryi jest tylko słodyczą miodu? W Jej Sercu przecież gości Boża miłość, a wraz z nią wiąże się cierpienie. Dlaczego zatem szukamy tylko słodyczy? To jest atrapa! To kłamstwo! Nie istnieje miłość, jako sama słodycz!

Maryja, Królowa, zaprosiła nas do wnętrza swego Serca, bo pragnie, byśmy jako pszczoły stały się Jej robotnicami. Ale wiąże się to z całkowitym zaprzestaniem słuchania swoich pragnień i patrzenia na świat. Robotnice w ulu pracują na rzecz swego roju i swojej królowej. Pracują nieustannie, nie mają wakacji, ani odpoczynku. Życie danego ula, danej rodziny pszczelej jest życiem robotnicy. Pszczoły Maryi, które Ona sama karmi swoim mlekiem, kosztują wszystkiego, co jest w Jej Sercu i uczestniczą w życiu Jej Serca. Pracują na rzecz królestwa, które tak naprawdę jest Królestwem Boga. Wszystko, co jest w Sercu Maryi – miłość, a z nią związane: ból i radość, słodycz, rozkosz i cierpienie niewyobrażalne – staje się pokarmem pszczoły. Ale pszczoła nie może odwracać się za siebie, myśleć o sobie, bo wtedy ucieknie, a wokół same atrapy, które dają przyjemność, gdzie łatwo zdobyć kłamstwo miłości. Czytaj dalej

Ocalenie rodziny Lota. Konferencja (Rdz 19, 15-29)

davOtwórzmy swoje serca na obecność Maryi. Jej Serce jest otwarte, ramiona szeroko rozłożone, aby każdego z nas przygarnąć, każdego z nas przytulić, aby każdego z nas zawrzeć w swoim Sercu.

Bóg posyła swoją Matkę, by ratować wszystkich ludzi. Spoglądając na dzisiejsze pierwsze czytanie (Rdz 19, 15-29), gdzie Bóg ratuje Lota z rodziną, możemy poczynić pewną analogię do tego, co czyni Bóg teraz poprzez Osobę Maryi. Zauważmy, że tam człowiek stawiał Bogu nawet pewien opór i Bóg po prostu brał i zabierał człowieka z niebezpiecznego miejsca. Człowiek nie był świadomy do końca, co może się wydarzyć, jak wielkie jest niebezpieczeństwo. A kiedy Bóg polecił, aby człowiek schronił się w górach, to ten stawiał jeszcze pewne warunki, jeszcze o coś prosił, chciał zmienić Boże decyzje. I Bóg z miłości do człowieka zgodził się na to.

Może nas dziwić porównanie współczesnej sytuacji do tamtej sprzed wieków, a jednak jest w jakimś stopniu podobna. Tak wielkie niebezpieczeństwo grozi nam. Bóg dobrze o tym wie. Posyłając Maryję pragnie ratować, i to ratować wszystkich. Poprzez objawienia, poprzez pouczenia już bezpośrednio w naszej wspólnocie, Bóg pragnie nam ukazać miejsce schronienia. Chce, abyśmy zrozumieli, a nie rozumiejąc do końca, byśmy po prostu przyjęli, iż On pragnie ratowania naszego życia. Tam chodziło o życie ziemskie, chociaż nie tylko. Tutaj chodzi przede wszystkim o życie duszy, które jest w tak wielkim stopniu zagrożone, że nie mają tego w świadomości nawet kapłani. Tylko nieliczni, którzy otworzyli swe serce na Boga i na Jego światło mają jako takie wyobrażenie stanu dusz współcześnie. Kiedy Maryja przychodzi do nas, kiedy przychodzi do ludzkości w różnych objawieniach, daje zawsze środek, za pomocą którego człowiek może się ratować. Jednak człowiek nie do końca przyjmuje, nie do końca wierzy. Bardzo często trochę zadziałają emocje, trochę zadziałają uczucia – i to wszystko. A tutaj chodzi o przyjęcie postawy na całe życie. Chodzi o przyjęcie rzeczywistości Boga jako prawdę, jako realność, jako rzeczywistość, która jest.

Maryja przychodząc do dusz, pragnie, aby dusze doświadczyły miłości matczynej, ponieważ w Jej Sercu, gdy do Niego przylgną, otrzymują ratunek. Poprzez Jej Serce Bóg ratuje świat. Stąd pragnienie Bożej Matki, by nawiązywać bliską relację z każdą duszą. By każda dusza rzeczywiście otworzyła się na Jej macierzyńską miłość, by uwierzyła, że jest prawdziwą Matką i wszystko, co się z tym wiąże jest w Niej w sposób doskonały, dzięki Stwórcy. A więc miłość matczyna, troska, opieka, czułość, wyrozumiałość – wszystko to jest w Matce Najświętszej w stopniu doskonałym. A jeżeli do tego dołożymy poznanie ludzkich serc, jakie dał Jej Bóg, to w jakimś stopniu możemy sobie uświadomić, że mając to poznanie i tę miłość w swoim Sercu, Ona może zrozumieć każdą duszę i każdą ratować, bo wie, czego każda dusza potrzebuje. Wie, w jaki sposób dotrzeć do każdej duszy. Czytaj dalej

Ks. Dominik Chmielewski – „Otworzyłam drzwi, a oni nie chcieli wejść…”

Rozpoczyna się przepiękny miesiąc – miesiąc Krwi Chrystusa

DSC03106 (3)

Rozpoczyna się przepiękny miesiąc; miesiąc, w którym szczególnie czcić będziemy KREW JEZUSA – Dar Miłości, życie nam ofiarowane. Postarajmy się rozważać: Czym jest Krew Jezusa? Co poprzez Ofiarę Krwi Chrystus uczynił dla każdego z nas? Jak wielkim znakiem miłości jest wyróżnienie Wspólnoty poprzez obdarowanie Krwią Jezusa? Starajmy się szukać, widzieć wolę Boga w obdarowaniu Krwią. Niech każdy z nas w swoim życiu zobaczy powołanie, które otrzymuje wraz z obdarowaniem Krwią. Niech każdy z nas odniesie do siebie, do swojej codzienności ten Dar i zobaczy Go w każdym momencie swego życia. Niech każdy stara się analizować, na ile w każdym momencie odpowiada na ten Dar? Niech każdy stara się zobaczyć: Co z tym Darem robi? Na ile pozwalamy Bogu na nieustanne obmywanie naszych dusz Krwią Jezusa, a na ile realizujemy swoją wolę, swoje wyobrażenie o swoim życiu? Na ile realizujemy samych siebie, swoje pragnienia? Starajmy się wieczorem na modlitwie, każdego dnia, analizując minuta po minucie, godzina po godzinie, pomyśleć: Na ile ta Krew, która spływała tego dnia z Krzyża, obmyła nas? Na ile przeniknęła serca, a na ile spłynęła nie pozostawiając żadnego śladu? A może ta kropla, która padła na nasze serce, odbiła się od serca nie mając możliwości obmycia go? Na ile nasze dusze przyjmować będą Krew Jezusa, na tyle będziemy pełnić Jego wolę. Na ile ta Krew wnikać będzie w nasze serca, na tyle będziemy żyć Jego miłością. Na ile umiłujemy tę Krew, na tyle w nas tętnić będzie Boże życie.

Modlitwa

Uwielbiam Ciebie Jezu! Miłości mojego życia! Dziękuję Ci, że przyszedłeś z Ciałem i Krwią. Dziękuję Ci za wyróżnienie, za ten Dar, za to szczęście, że mogę dzisiaj adorować Twoje Ciało i Twoją Krew. Wobec tak wspaniałej cudownej Obecności wszystko milknie, Jezu. Milkną moje ludzkie pragnienia, moje emocje, uczucia, moje dążenia. Wszystko staje się nieważne, bo Ty jesteś, bo mogę patrzeć na Twoje Ciało i Twoją Krew, bo przyjęłam Ciebie całego – Ciało i Krew, bo jesteś we mnie z Ciałem i Krwią. Twoja obecność daje mi wielkie szczęście, budzi wielką radość.

Ty wiesz, Jezu, nie potrafię pięknie mówić, nie potrafię Ci pięknie dziękować, ani Ciebie uwielbiać pięknymi słowami. W moim sercu, Jezu, jest wielka radość, że Ty jesteś i wielka wdzięczność, że ja – maleńkie Twoje dziecię – uczestniczę w czymś tak niebywałym. Mogę adorować Twoje Ciało i Twoją Krew. Jestem tak blisko, niemalże mam w zasięgu ręki Ciebie. A gdy pomyślę, że przyszedłeś do mojego serca, zjednoczyłeś je ze Sobą, przebóstwiając całą moją istotę! O mój Panie, wszystko już, każda myśl we mnie się miesza. Nie potrafię pojąć własnego szczęścia. Uwielbiam Ciebie, Boże! Czytaj dalej

Lipiec – miesiąc adoracji Najdroższej Krwi Pańskiej

Miesiąc lipiec, wg. tradycyjnego kalendarza liturgicznego rozpoczyna się uroczystością Najdroższej Krwi Pana Jezusa i poświęcony jest kontemplacji i adoracji Najdroższej Krwi Chrystusa. Czcimy tę tajemnicę, jednocząc się z Chrystusem w Komunii świętej, rozważając momenty przelania Krwi przez Chrystusa, zawarte w liturgii, w Piśmie Świętym czy w świadectwie męczenników. W doświadczeniu codziennego tryumfu zła, bagatelizowania grzechu, mody na powątpiewanie, profanacji świętych tajemnic i miejsc, jesteśmy zaproszeni i wezwani zarazem, by stawać w sposób duchowy pod Krzyżem Jezusa i zbierać Krew Chrystusa, która i dziś wypływa z Jego Ran. Z adoracji płynie łaska do przyjęcia każdego bólu, każdej ciemności, skutku każdego grzechu jako szczególnej obecności Krwi Jezusa. Nędza otaczającego świata wypływająca z ludzkiej pychy każe zanosić błagalne: Wybaw nas! do Chrystusa, słowami Litanii do Jego Krwi. W litanijnych wezwaniach wyznajemy wiarę w moc Przenajświętszej Krwi, a doświadczając jej działania, stajemy się zdolni, by upodabniać się do Chrystusa Zmartwychwstałego i stawać się: „mocą wyznawców”, „zdrojem miłosierdzia”, „nadzieją pokutujących”, „pociechą płaczących”, „ostoją zagrożonych”, „otuchą umierających”.

Gorliwym propagatorem w XIX w. kultu Przenajdroższej Krwi Chrystusa był Kasper del Bufalo – założyciel Zgromadzenia Misjonarzy Krwi Przenajdroższej. Poświęcił on nowe dzieło tajemnicy Krwi Chrystusa, ponieważ był przekonany, że: Niegdyś atakowano jedynie poszczególne prawdy wiary. W naszych czasach ten bój toczony jest przeciw religii, a zwłaszcza przeciw naszemu Ukrzyżowanemu Panu. Trzeba więc znów odnowić chwałę krzyża naszego Zbawiciela. Uzyskał w 1822 r. zezwolenie na obchodzenie liturgiczne święta Krwi Chrystusa 1 lipca we wszystkich domach swego stowarzyszenia, a później w miejscach istnienia Bractwa Najdroższej Krwi. Papież Pius IX dekretem Redempti sumus (1849) rozszerzył obchód święta na cały Kościół, a papież Pius X zatwierdził jego datę na 1 lipca. Do tego kultu zachęcał papież Jan XXIII w Liście apostolskim Inde a primis o rozszerzeniu nabożeństwa ku czci Przenajdroższej Krwi Pana Naszego Jezusa Chrystusa (1960 r.), na który powoływał się św. Jan Paweł II podczas swoich katechez.

W filmie Mela Gibsona „Pasja” jest wymowna scena, gdy Maryja, Matka Jezusa po Jego biczowaniu, ściera z posadzki białymi chustami Krew Chrystusową. Miejsce biczowania jest pełne krwi. W głębokim milczeniu, na kolanach Maryja starannie obmywa ziemię, aby żadna kropla Krwi Chrystusa nie spłynęła nadaremnie. Jej twarz i ręce są także zakrwawione. Oddaje hołd swemu i naszemu Zbawicielowi i jako pierwsza czci Przenajświętszą Krew. Ta symboliczna scena rodzi w sercu pytanie: Czym dla mnie jest Krew Odkupiciela? Czytaj więcej…>>